czwartek, 25 lipca 2013

Rachel Caine - Wampiry z Morganville: Czarny świt

Morganville nigdy nie było bezpiecznym domem. Lecz teraz miasto nieumarłych może zmienić się… w miasto umarłych – jeśli śmiertelna siedemnastolatka nie powstrzyma inwazji zła…
Odkąd tajemnicze istoty polujące na wampiry zawładnęły miastem, w Morganville trwa walka na śmierć i życie. Większość mieszkańców uciekła, ale Claire, jej cudowny chłopak Shane i ich przyjaciele zostali.
Nieprzyjaciel pomnaża swoje szeregi, siły wampirów słabną, zwłaszcza od kiedy Amelie – wampirza władczyni miasta – została zainfekowana przez wroga zabójczym wirusem. Wygląda na to, że jeżeli Claire nie znajdzie sposobu na uleczenie Amelie i pokonanie zła, Morganville stanie się miejscem naprawdę upiornym…

Powroty do Morganville to zawsze moje ulubione powroty. Jedyna tylo tomowa seria książek która nie jest w stanie mi się nigdy znudzić. Ten wyjątkowy klimat towarzyszący mi przy pochłanianiu każdego zdania, te cięte dowcipy bohaterów, ich niebezpieczne przygody. Tylko Rachel potrafi mnie tak długo utrzymać przy sobie. Mimo, że to już 12 część widać, że autorce pomysły się nie kończą... a mi chęci do czytanie jej "wypocin". A co tym razem dla nas przygotowała? Kontynuację tematu draugów. Jedynych śmiercionośnych rywali zwykłych wampirów. Jak zwykle bez pomocy Claire i jej przyjaciół, beztroskie życie krwiopijców mogłoby już nie być tak beztroskie. Jak przełkną tą konieczność współpracy dumne wampiry? Czy uda im się przezwyciężyć gorsze zło? Przekonajcie się sami sięgając po tą część serii.



Tak jak w Ostatnim Pocałunku, mamy tu styczność z pomieszanym typem narracji. Gdy narrator skupiał się na Claire, narracja była trzecioosobowa, lecz gdy skupiał się na Eve, Shane'ie, Michaelu, Naomi, Oliverze i innych, narracja stawała się pierwszoosobowa. Cieszyłam się mogąc poznać punkt widzenia innych bohaterów, ale mimo wszystko wolałabym by Clare przy każdym używała tego samego typu opisywania historii, a nie, że raz jest pierwszo a raz trzecioosobowy. Styl pisania autorki jest nie zmienny, przyjemny, aczkolwiek nie aż tak lekki, co może wiązać się też z tłumaczeniem. Przekład nie bardzo mi przypadł do gustu, znalazłam parę błędów i literówek. Albo tłumaczka albo korektorki niezbyt się przyłożyły do swojego zadania.

Nigdy nie umiem wybrać ulubionego bohatera z Wampirów z Morganville. Uwielbiam tam każdego, nawet okropnego Jasona. Całą czwórkę przyjaciół z Lot Street za ich sarkastyczne charaktery, za skłonność do poświęceń i to jak się wspierają. Olivera, Myrnina, Amelie, Naomi za to, że nie są tymi cukierkowymi wampirami jak ze Zmierzchu, mimo, że też aż tak krwiożercze też nie są. Postacie wykreowane przez autorkę wszystkie mają w sobie coś co intryguje i sprawia, że chce się jak najszybciej dowiedzieć co dalej stanie się z tym bohaterem. Na plus związki Eve z Michaela i Claire z Shane'em. Nie lubię takich lekko przesłodzonych jakie są tu stworzone, ale te dwa są wyjątkami potwierdzającymi regułę. Uwielbiam rozmowy Shane'a i Claire, ich wspólne romantyczne i smutne fragmenty, idealnie opisane i sparowane charaktery. To samo tyczy się Michaela i Eve, wampira i normalnej dziewczynie, wbrew wszystkiemu i wszystkim.

Z grubsza wszystkie okładki które widziałam są do siebie podobne, nawet bardzo podobne, twarz jakiejś dziewczyny zajmująca 1/2 przestrzeni. Polska wersja jest najmroczniejsza co najbardziej pasuje do treści książki. Najbardziej mi się podoba jednak wersja z ciemnobłękitnym tłem i dziewczyną w krótkich czarnych włosach. Najmniej natomiast wersja o czarno-fioletowej kolorystyce. Czcionka jest dla mnie niezbyt przyciągająca, bardziej odpowiednia jest moim zdaniem wersja bez zbędnych zawijasów.


Ta część parę miesięcy czekała na półce, ale gdy już się do niej dorwałam, nie mogłam jej odlożyć dopóki nie dotarłam do ostatniej strony. Jak już wspominałam, tylko Rachel Caine potrafi tak długo utrzymać mnie przy swojej serii. Gdy tylko miałam możliwość od razu popędziłam do księgarni po księgę nr 9. Każdego wielbiciela fantasy zachęcam do sięgnięcia po Wampiry z Morganville. Spotkałam się tylko z małą garstką osób którym seria nie przypadłą do gustu. Wciąga od pierwszego rozdziału pozostawiając czytelnika z jedynym i nieodpartym odczuciem głodu i chęci czytania kolejnej części, niczym wampira potrzebującego krwi do przeżycia. Już na sam koniec dodam co jeszcze uwielbiam w ...Morganville. Otóż uwielbiam dodatek na koniec każdej księgi, listę piosenek których słuchała autorka podczas pisania. Jest to miły bonus który może pomóc w odczuwaniu tego samego co Pani Caine przy pisaniu. Od pierwszej księgi poszukuję na liście jednej piosenki która od samego początku idealnie mi pasowała do serii. Chodzi mi o piosenkę My Chemical Romance - Vampires will never hurt you. Gdy po tylu księgach wreszcie ujrzałam ją na liście poczułam nieodpartą ekscytację, wreszcie, ohh wreszcie Rachel znalazła tą genialną piosenkę. Podsumowując: Kocham Morganville i życzę każdemu takiej samej radości z czytania książki jaką ja odczuwam przy tej.


Autor: Rachel Caine
Tytuł: Czarny świt
Tłumacz: Cichowicz Anna
Liczba stron: 347
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2012-11-08
Ocena: 6/6



4 komentarze :

  1. Przeczytałam pięć księg i na razie ją sobie odpuściłam, lecz kiedyś jeszcze do niej wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham tę serię całym sercem! A Shane? Moja pierwsza książkowa miłość :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie te okładki zrażają, no ale może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam całą serię w planach, początkowo chciałam zabrać się za nią w wakacje, ale nie jestem pewna, czy mi się uda. ;)

    OdpowiedzUsuń

Jako osoba cierpiąca na brak pewności siebie, niezmiernie się cieszę z wszystkich komentarzy, jakoś one mnie podnoszą na duchu, więc DZIĘKUJĘ, za każdą pozostawioną wiadomość :D